Bartosz Fiałek: myślę, że raportowane liczby dotyczące nowych, potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2 można spokojnie pomnożyć razy 5 – 10 [ROZMOWA]
- 20 listopada, 2020
- by
- Anna Z
Rozmawiamy z Bartoszem Fiałkiem, lekarzem, specjalistą w dziedzinie reumatologii, Przewodniczącym Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy
- Z tego co widziałam na profilu, przeszedł Pan COVID. Czy chorobie towarzyszyły charakterystyczne objawy w postaci duszności, utraty smaku, węchu i wysokiej gorączki?
Tak, w dalszym ciągu przechodzę tę chorobę, wszak nie wszystkie objawy ustąpiły – utrzymują się ból głowy oraz potworne zmęczenie. Szczęśliwie nie doszło do zajęcia płuc, nie miałem ani kaszlu, ani duszności. Również nie gorączkowałem, ponieważ maksymalna ciepłota ciała wyniosła 37,5 st. C.
- Jak Pan się czuje dziś? Wrócił Pan już do pracy?
Do pracy mogę wrócić najwcześniej 23 listopada, po zakończonej izolacji. Nie czuję się jednak obecnie na tyle zdrowy, żeby móc pracować na pełnych obrotach.
- Gdzieś czytałam, że medycy nie podlegają kwarantannie. Czy to prawda? Jak to w takim razie w praktyce wygląda? Załóżmy, że Pana narzeczona ma stwierdzony COVID, Pan nie ma objawów – to wciąż chodzi Pan do szpitala do pracy?
To prawda, że na początku listopada br. zdjęto obowiązek poddania się kwarantannie przez pracowników ochrony zdrowia po kontakcie z pacjentem zakażonym nowym koronawirusem. Jest jednak jeden warunek. Przez 7 kolejnych dni należy wykonywać przed rozpoczęciem pracy szybkie testy antygenowe na obecność zakażenia SARS-CoV-2. Jeżeli wynik jest ujemny – możemy pracować, jeżeli dodatni – udajemy się na obowiązkową izolację.
- Jak to jest, w czasie pandemii koronawirusa, pracować w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym? Jak to jest musieć pracować w tym całym „rynsztunku”?
Praca w szpitalnym oddziale ratunkowym polskiego szpitala, już przed pandemią była bardzo trudna, wielokrotnie skrajnie wyczerpująca. Teraz, kiedy do standardowej liczby pacjentów, którzy trafiają do SOR, dołączyli również chorzy na COVID-19, w tych miejscach zwyczajnie nie da się pracować. Fizycznie nie jesteśmy w stanie zaopatrywać wszystkich pacjentów, a często brakuje również miejsc lokalowych. Praca w pełnym zabezpieczeniu w środki ochrony indywidualnej jest bardzo niekomfortowa, dlatego zaleca się 3-godzinne zmiany.
- Co jest, dla Pana osobiście, najgorsze z tego wszystkiego, z czym musi się Pan mierzyć na co dzień? Deficyt rąk do pracy, deficyt specjalistycznego sprzętu, miejsc dla osób zakażonych? Czy wszystko naraz łączy się w tą straszną rzeczywistość Waszą – personelu medycznego – którą my możemy sobie tylko wyobrażać?
Najgorsza jest dla mnie – wynikająca z braków kadrowo-sprzętowo-lokalowych – bezradność, przez którą nie mogę realizować świadczeń zdrowotnych tak, jakbym chciał i jak potrafię. Po prostu, nie będę mógł pomóc wszystkim pacjentom z przyczyn niezależnych ode mnie. To boli.
- Hipotetyczna sytuacja. Ktoś doznaje zawału lub udaru. Karetka przywozi go w stanie niecierpiącym zwłoki do szpitala. Co następuje? Czy najpierw ma robiony wymaz?
Stan bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia jest przyjmowany bez zwłoki i należycie zaopatrywany. W trakcie ratowania zdrowia i życia nie ma czasu na wymazy, najpierw stabilizujemy podstawowe czynności życiowe takiego pacjenta, następnie oceniamy, czy wymaga wykonania testu na obecność SARS-CoV-2.
- Czy odczuł Pan osobiście hejt, który w ostatnim czasie wylewa się również, zupełnie bezpodstawnie, na środowisko medyczne?
Tak, ale głównie w mediach społecznościowych. Niewybredne komentarze pod informacjami, które publikuję, są normą. W życiu codziennym, szczęśliwie, nie spotkałem się jeszcze z oznakami hejtu czy agresji. Oby tak pozostało, ponieważ z internetową nienawiścią daję sobie jakoś radę.
- Jak bardzo, Pana zdaniem, niedoszacowana jest liczba zachorowań na COVID w Polsce?
Z uwagi na bardzo wysoki odsetek pozytywnych wyników testów, myślę, że raportowane codziennie przez Ministerstwo Zdrowia liczby dotyczące nowych, potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2 można spokojnie pomnożyć razy 5 – 10.
- Czy aktualnie przeprowadzane testy na obecność koronawirusa są wiarygodne?
Testy genetyczne wykonywane metodą RT-PCR, czyli wykrywające materiał genetyczny wirusa oraz testy antygenowe nowej generacji, które wykrywają białka powierzchowne nowego koronawirusa, uznajemy za wystarczająco wiarygodne do oceny przebiegu epidemii COVID-19 na terytorium danego kraju.
- Czy czynniki genetyczne w kontekście zachorowania mają znaczenie? Większość zgonów jest wśród osób starszych, jednak zdarza się, że umierają również osoby młode.
Na dzisiaj nie wiemy jeszcze wiele na temat COVID-19. Z dostępnych danych wynika jednak, że poza niektórymi stanami chorobowymi oraz przyjmowanymi lekami, które zwiększają ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19, czynniki genetyczne oraz środowiskowe nie są bez wpływu na przebieg zakażenia. Pozostaje to jednak w obszarze badań.
- Coraz częściej w internecie można natknąć się na wypowiedzi krytyków dotyczące izolacji i obowiązujących zasad sanitarnych – chociażby maseczek. W dyskusjach powołują się oni na ideę odporności populacyjnej, przytaczając nierzadko deklarację z Great Barrington. Jak wygląda kwestia możliwości osiągnięcia odporności stadnej w kontekście koronawirusa? Czy w ogóle w naszym kraju, biorąc pod uwagę i tak już wystarczająco przeciążony system opieki zdrowotnej, jest to możliwe?
Pandemia to okres – niestety – kiedy można zbić kapitał polityczny i inny. Stąd słyszymy wiele głosów, które negują zasadność stosowanych obostrzeń. Naukowcy, którzy napisali artykuł do jednego z najbardziej prestiżowych, naukowych periodyków – The Lancet – wskazali, że uzyskanie odporności stadnej w kontekście nowego koronawirusa, nie jest skutecznym modelem walki z tym patogenem, gdyż może nie spełnić swojej roli. Nawet naczelny epidemiolog Szwecji ocenił, że strategia osiągnięcia odporności zbiorowiskowej w tym kraju zawiodła i spodziewał się lepszych wyników.
- Czy to prawda, że osoby będące opiekunami kotów/mające częstą styczność z kotami mogą być w pewnym stopniu odporne, bo ponoć koty są nosicielami innych koronawirusów?
Nic mi na ten temat nie wiadomo. Co jakiś czas słyszymy informacje, że to koty są nosicielami, to norki, to łuskowce. Na razie zbyt mało wiemy, żeby wydawać jednoznaczne osądy. Tak samo, jak nie wiemy, czy po przechorowaniu COVID-19 nabywały trwałą odporność, wszak notujemy reinfekcje. To znaczyłoby, że posiadanie chorego zwierzaka nie prowadzi do nabycia odporności.
- Szczepionka ponoć „lada dzień” ma być dostępna. Zastanawiam się – a co, jeśli do przyszłego roku wirus zmutuje?
Szczepionka będzie realnie dostępna dopiero w III czy IV kwartale przyszłego roku. Tak więc pozostaje bardzo dużo czasu do jej ewentualnego wykorzystania. Mutacja wirusa nie niepokoi mnie jakoś istotnie. Wirusy grypy również mutują, jednak szczepienia przeciwko nim są skuteczne, ponieważ nie dochodzi do mutacji w obszarze całego materiału genetycznego. W przypadku nowego koronawirusa będzie zapewne podobnie.
- Czy Pana zdaniem, koronawirusa powinniśmy bać się bardziej, niż chociażby wirusa grypy?
Patrząc chociażby na dane dotyczące śmiertelności oraz wpływ na gospodarki krajów, nowy koronawirus jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny od wirusów grypy. I pod względem bezpieczeństwa zdrowotnego (wyższa śmiertelność, doprowadzanie do niewydolności systemów opieki zdrowotnej), i z punktu widzenia ekonomiczno-gospodarczego (liczne bankructwa przedsiębiorstw, utraty pracy).
- Czy jest duże zapotrzebowanie na osocze od ozdrowieńców?
Ogromne, dlatego również i przy tej okazji apeluję do ozdrowieńców o oddawanie osocza. Ten lek zmniejsza ciężkość przebiegu COVID-19, dlatego jest tak potrzebny.
- Jak się właściwie leczy koronawirusa? Objawowo, tak samo jak grypę? Bo przecież nie ma na niego żadnego konkretnego leku.
Ok. 80 proc. przypadków zakażenia nowym koronawirusem przebiega łagodnie i leczymy je podobnie do innych infekcji dróg oddechowych – dostępne bez recepty leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, przeciwkaszlowe, odpowiednie nawodnienie, adekwatny odpoczynek, częste wietrzenie pomieszczeń, w których przebywamy, zdrowa dieta. Pozostałe 20 proc. pacjentów wymaga hospitalizacji i specjalistycznego leczenia, między innymi zastosowania glikokortykosteroidów, remdesewiru, tocilizumabu, antybiotykoterapii czy wspomnianego wcześniej osocza ozdrowieńców.
- Może to będzie nieadekwatne pytanie w świetle Pana ciężkiej pracy na co dzień na „pierwszej linii frontu”, ale czytał Pan książkę „Fałszywa pandemia”? To ulubiona pozycja wszystkich koronasceptyków i antymaseczkowców, ochoczo się na nią powołują – dlatego pomyślałam, że warto by było poznać Pana zdanie na jej temat.
Nie czytałem. Nie interesują mnie pozycje zawierające teorie spiskowe. Czytam dużo książek, głownie literaturę faktu i specjalistyczne pozycje naukowe.
- Czy uważa Pan, że zluzowanie obostrzeń, a co za tym idzie – możliwość spotkań towarzyskich, wyjazdów, wesel, nieograniczona ilość osób na małych przestrzeniach, było dobrym pomysłem? Czy to właśnie poczucie, że już wszystko jest w porządku i nie musimy się niczego obawiać przyczyniło się do drugiej, tak potężnej fali zachorowań?
Poluzowanie restrykcji, o których Pani mówi, miało kluczowy wpływ na chaotyczny rozwój epidemii COVID-19 na terenie Polski. Wiemy doskonale, że wirusy, które przenoszą się drogą kropelkową, w tym SARS-CoV-2, potrzebują gospodarzy do „życia”. Dzięki powrotowi do normalności, ci gospodarze, czyli my – ludzie, daliśmy życiodajne paliwo temu patogenowi.
- A puszczenie dzieci do szkoły – powinno się odbyć? Biorąc pod uwagę, że większość dzieci przechodzi covid bezobjawowo, a co za tym idzie – stanowią najgorsze, bo na dobrą sprawę niewiadome źródło zakażenia?
Dane, które przekazał nam NHS (system opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii), pokazują, że 9,5 proc. wszystkich zakażeń pochodzi ze szkół. Inne dane, już polskie, wskazują, że w 2 na 3 przypadki, nie jesteśmy w stanie ocenić źródła zakażenia, które pojawiło się w szkole. Do tego dochodzi jeszcze skąpo- lub bezobjawowy przebieg zakażenia SARS-CoV-2. Mając na względzie powyższe informacje, należy przyznać, że aby ograniczyć rozmiary epidemii na terenie danego państwa i mieć większą wiedzę na temat jej przebiegu, trzeba postawić na edukację zdalną.
- Co w takim razie powinniśmy robić, jeśli zachorujemy, jednak nasz stan nie wymaga hospitalizacji, w warunkach domowych? Poza oczywiście izolacją, odpoczynkiem, piciem odpowiedniej ilości płynów? Czy wysoką temperaturę możemy zbijać jakkolwiek, czy pewne leki przy covid są niewskazane? Czytałam, że witamina D odgrywa ważną rolę.
Dopóki nie występują u nas objawy alarmujące, które zmuszają do szukania specjalistycznej pomocy, stosujemy ogólnodostępne substancje przeciwgorączkowe, na które nie jesteśmy uczuleni, w dawkach zgodnych z zapisanymi w ulotce dołączonej do opakowania. Ani ibuprofen, ani acetaminofen, ani metamizol nie pogarszają przebiegu COVID-19. Suplementację witaminy D3 możemy kontynuować, natomiast samodzielne włączanie tych preparatów do leczenia zakażenia nowym koronawirusem, jest po pierwsze niebezpieczne, a po drugie ich skuteczność nie została jeszcze naukowo udowodniona.Dziękuję za rozmowę i w imieniu całego zespołu życzę dużo zdrowia oraz siły w codziennej, obecnie wyjątkowo trudnej i wyczerpującej pracy.
Przy okazji zachęcam wszystkich naszych czytelników do obserwowania strony mojego rozmówcy na Facebooku: https://www.facebook.com/bfialek/
Zachęcam również do obejrzenia, jak wyglądają płuca przykładowego pacjenta chorego na COVID-19:
https://www.facebook.com/watch/?v=359921988634172
Koronawirus sieje spustoszenie w organizmie człowieka. Nie powinniśmy go lekceważyć.